Promocje i ogłoszenia »
2009-07-27
KTO: Monika Witkowska dziennikarka, miłośniczka sportów wodnych.
GDZIE: Od kilku lat nie wyobraża sobie wakacji bez tygodniowego wypadu na deskę z żaglem. Kurs windsurfingowy przeszła w Jastarni.
Początki mojej windsurfingowej „kariery” były trudne. – Mąż cię bije? – współczująco pytali znajomi, widząc siniaka pod okiem i pręgi na rękach. Niektórzy nie wierzyli, że uczę się pływać na desce. Deska była stara, żagiel za duży, a ja musiałam zdrowo pokombinować, aby zrozumieć, o co w tej zabawie chodzi.
W ostatnie wakacje pomyślałam: umiem dopłynąć tam, gdzie chcę, nie wpadam co chwila do wody. Ale to jeszcze nie to. Postanowiłam zainwestować w instruktora. Wybór padł na Szkołę Zdrowia w Jastarni…
Dzień I: sztag prawie idealny
W samo południe melduję się w Szkole Zdrowia. Najpierw omawiane są sprawy organizacyjne i kwestie bezpieczeństwa. Potem podział na grupy. Do wyboru są trzy – dla początkujących, średnio zaawansowanych i zaawansowanych.
Trafiam do środkowej. Jest nas pięcioro, wiek: od 15 do 50 lat. Instruktor Adam Kaczmarek, dwudziestokilkulatek z przeszłością zawodniczą i pasją nauczania, omawia system zajęć. Codziennie mamy 4 godz. pływania – od 10 do 12 i od 16 do 18.
Na pierwszych zajęciach Adam ocenia, co każdy z nas potrafi. Potem zaczynamy robić zwroty. Co jakiś czas zbieramy się w grupkę, siadamy na bujających się na fali deskach, a Adam tłumaczy, co robimy źle. Pokazuje też prawidłową wersję. Gdybym tak umiała, nie byłabym na kursie…
Akurat kiedy zaczynam rozumieć, co zrobić, by mój sztag wychodził bardziej dynamicznie, nadchodzi koniec zajęć. Wieczorem biorę do ręki książkę o windsurfingu.
Pierwsze opisy surfingu, czyli ślizgania się na desce po falach, znalazły się w dzienniku kapitana Jamesa Cooka już w 1778 r. Trzeba było jednak czekać niemal 200 lat, aż do roku 1964, aby Amerykanin Newman Darby wpadł na pomysł czegoś podobnego do deski z ruchomym masztem i kwadratowym (!) żaglem. Fanami surfowania stali się też Jim Drake, konstruktor lotniczy, i matematyk Hoyle Schweizer. To ich uważa się za „ojców” sprzętu do żeglarstwa deskowego, który w 1968 r. został opatentowany pod nazwą Windsurfer. Od tamtego czasu zmieniły się materiały i technologia. Zasady funkcjonowania pozostały takie same.
Dzień II: rufa z podtopieniem
Przed godz. 10 nasza piątka czeka na Adama. – Dzisiaj zwrotów ciąg dalszy. „Trzaskamy” rufę – mówi instruktor. Szybko okazuje się, że jest z nas zadowolony, wykracza poza program szkolenia i pokazuje rufę regatową. Z tym jest gorzej – co rusz wpadam do wody.
W przerwie miedzy zajęciami idziemy w ramach integracji naszej grupy do plażowej knajpki na smażoną flądrę. Reprezentujemy pełen przekrój zawodowy… Jeden z kolegów jest informatykiem, inny lekarzem, jest też nauczycielka i studentka.
Po południu dobrze wieje. Zaczynamy od ćwiczeń startu z plaży, czyli wsiadania na deskę bez konieczności wyciągania leżącego w wodzie żagla. Trzeba odpowiednio unieść maszt, dać krok na deskę, a drugą nogą odbić się od płytkiego dna. Proste? Nie za bardzo. Udaje mi się dopiero za dziesiątym razem.
Ćwiczenia kończymy planowo o 18, bo o 20 jest wykład. Mimo że są to zajęcia nieobowiązkowe, przychodzi większość kursantów. Omawiamy teorię żeglowania i manewrowania oraz przepisy regatowe.
Dzień III: ślizgowy odlot
Od rana wieje regularna „czwóreczka” (wiatr o sile 4 stopni w skali Beauforta). Zakładamy trapezy – pasy z haczykiem, którym żeglujący wpina się w uchwyt na bomie, dzięki czemu łatwiej jest utrzymać żagiel, równocześnie odciążając ręce i kręgosłup. Z boku wygląda to efektownie – przy mocnym wietrze pędzi się odgiętym do tyłu, często dotykając plecami wody.
Pływanie w trapezie wymaga wyczucia wiatru i deski. Przekonuję się o tym kilkakrotnie, kiedy wiatr niespodziewanie „zdycha”. Przerabiam różne wersje wywrotek. A to do tyłu, wówczas żagiel leci na mnie, spadając mi na głowę i przytapiając, a to robię efektowny pad na żagiel...
Po południu biorę sobie bardziej wyczynową deskę i inny niż do tej pory żagiel. – Będzie lepiej pracował – zapewnia Adam. Mamy ćwiczyć ślizg, czyli to, co windsurferom sprawia największą frajdę. Płynie się z dużą szybkością, jakby fruwając po falach. Rewelacja!
Tego dnia wieczorem nie ma wykładu. – Zapraszamy na grilla, a potem na koncert – ogłasza kadra. Tego typu imprezy organizowane są na każdym turnusie Szkoły Zdrowia. Bawimy się do późnej nocy. Windsurfing to w końcu nie tylko pływanie…
Dzień IV: O rekordach przy burzy
Rano Adam elektryzuje nas newsami o pogodzie. – Zapowiadana jest burza. Jeśli tylko dam wam znak, wszyscy natychmiast wychodzimy z wody. To nie żarty – węglanowe maszty ściągają pioruny. Zaczynamy ćwiczyć ósemki, robimy na przemian zwroty przez sztag i rufę. Nagle zaczyna lać. Adam daje znak – schodzimy. W plażowej knajpie wszyscy czekają, aż burza przejdzie.
Po burzy zajęcia popołudniowe to trochę „wożenie się”. Flauta, czyli cisza totalna. Sami prosimy instruktora o wcześniejsze zakończenie zajęć. –Pamiętajcie o wykładzie! – słyszymy. Pamiętamy. Temat ciekawy – sprzęt. Oglądamy różne deski – my pływamy na allroundowych (najbardziej uniwersalne, stabilne), dowiadujemy się, czym różni się freeride’owa (do jazdy swobodnej) od freestyle’owej (do ewolucji w stylu dowolnym), speedowej (do bicia rekordów szybkości) czy wave’owej (do jazdy po falach). Dyskusje sprzętowe trwają do późnej nocy…
Dzień V: Wodny helikopter
Płyniemy na wyspę odległą 3 km od bazy. Na początek „halsówka” – żeglujemy zygzakiem, jako że idealnie pod wiatr płynąć się nie da. Następnie ćwiczymy tzw. helikopter – trik polegający na obrocie masztu z żaglem. Przy dynamicznym wykonaniu wygląda to efektownie. Po godzinie wpadania do wody zaczynam łapać, o co chodzi z rękami, ale plączą mi się nogi. Cóż, trzeba to będzie jeszcze dopracować…
Dzień VI: Dawka emocji
Czas na egzamin. Rano wieżę oblegają instruktorzy oceniający pływających w pobliżu kursantów. Do egzaminu podchodzą ci, którzy chcą otrzymać patent Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu. W naszej grupce rezygnuje jedna osoba, reszta zdaje bez problemu.
Po południu regaty. Po starcie wszyscy kombinują, jak być lepszym od innych. W pierwszym biegu ktoś się wywraca, inni na niego wpadają, słychać mocne słowa. Ja omijam kłębowisko ludzi i sprzętu, ale dryf spycha mnie na boję zwrotną. Muszę ją karnie okrążyć – tracę czas. W tej sytuacji dopada mnie peleton, do mety dopływam już w tłumie.
Wieczorem na pożegnalnym spotkaniu zwycięzcy regat dostają upominki, ci, co zdali egzamin, patenty, a wszyscy wisiorki w kształcie windsurfingowej deski. Przy piwie obiecujemy sobie: jeszcze się spotkamy. Oczywiście na desce!
(...)
Jastarnia położona niemal w środku Półwyspu Helskiego to jedno z ulubionych miejsc miłośników szaleństwa na desce. W mieście znajdują się liczne knajpki, w których można napić się kawy lub dobrze zjeść. Ulubioną knajpką windsurfingowców żeglujących na wodach Płw. Helskiego jest Przystań 52
Oprócz bazy windsurferów w Jastarni znajduje się też ośrodek nurkowania.
RYBACKIE TRADYCJE Mieszkający w Jastarni Kaszubi dawniej utrzymywali się głównie dzięki połowom. Dziś w związku z ograniczeniami narzuconymi przez Unię Europejską kutrów w porcie jest coraz mniej. O tradycjach miasta przypominają dwa muzea rybackie oraz kościół, w którym ambona ma kształt łodzi, a żyrandole – kotwic. Na cmentarzu jest pomnik ku czci tych, którzy nie wrócili z morza.
Jastarnia Bunkry, to pozostałość po polskich umocnieniach z września 1939 r.
Deskowe patenty
Potwierdzeniem tego, co potrafimy, są patenty Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu z wpisaną klasą. Są trzy klasy, a wymagania z nimi związane są następujące:
Patent I klasy – swobodne żeglowanie przy sile wiatru do 3B; wykonywanie prostych zwrotów na wiatr i z wiatrem.
Patent II klasy – żeglowanie przy sile wiatru do 5B; umiejętność zwrotów na wiatr i z wiat-rem, start z brzegu, żeglowanie w trapezie i uchwytach na stopy, pływanie w ślizgu.
Patent III klasy – pływanie przy sile wiatru do 8B; oprócz powyższych umiejętności także start z wody i proste skoki. Posiadanie tej klasy jest podstawą przyjęcia na kurs instruktorski. Patenty mają formę plastikowej karty ze zdjęciem i anglojęzycznym potwierdzeniem umiejętności.
INFO - co? gdzie? za ile?
GDZIE ŻEGLOWAĆ
W Polsce mekką windsurfingowców, zarówno tych uczących się, jak i zaawansowanych, jest Zatoka Pucka (Chałupy, Jastarnia). Popularne są również okolice Łeby, a także Mierzeja Wiślana (Krynica Morska i okolice). Oczywiście żeglować można również na jeziorach i zalewach (np. dla warszawiaków najbliższym miejscem na deskę jest Zalew Zegrzyński).
CENY SZKOLEŃ
Godzina szkolenia indywidualnego w Polsce to koszt 40-60 zł/godz., w cenie jest już sprzęt. Im więcej godzin, tym korzystniej cenowo – pakiet 8 godzin nauki to wydatek od 160 zł. Przy wyborze windsurfingowej szkoły warto zwrócić uwagę na:
Akwen – musi być to miejsce na tyle spokojne, aby się nie stresować tym, co się wokół nas dzieje. Niemiłe i niebezpieczne są przepływające w pobliżu statki czy szalejący miłośnicy skuterów wodnych. Niedobrze jest uczyć się w pobliżu zatłoczonej plaży (spoza żagla pływaków często trudno dojrzeć), lepiej też, żeby w okolicy nie było sieci czy przeszkód takich jak pomosty czy falochrony. Dla początkujących wskazane są miejsca płytkie, umożliwiające łatwe wejście na deskę (z tego powodu tak popularna jest Zatoka Pucka). Istotne jest, aby woda i brzeg były czyste.
Bezpczeństwo – ważne jest, żeby ktoś kontrolował nasze poczynania. Jeśli wypływamy bez instruktora, powinniśmy być pewni, że w razie potrzeby można będzie liczyć na pomoc, np. na łódź, która ściągnie nas do brzegu. W czasie nauki powinniśmy mieć na sobie kapok.
Sprzęt – od niego zależy nasze bezpieczeństwo, komfort pływania i postępy w nauce. Musi być odpowiednio przygotowany. Ważne jest też, by baza dysponowała taką ilością desek i żagli, aby można było je dopasowywać w zależności od postury, umiejętności i warunków.
Kadra – dobrze, jeśli nauczyciel rzeczywiście ma stopień instruktorski, co oznacza, że zna się zarówno na technice pływania, jak i metodyce nauczania. Najwięcej skorzy-stamy, jeśli instruktor będzie razem z nami w wodzie, komentując, co robimy i zadając owe ćwiczenia. Oczywiście im mniejsza grupa, tym lepiej, najlepiej szkolić się indywidualnie. W przypadku szkoleń grupowych niedobrze, jeśli trafimy do grupy będącej na znacznie wyższym poziomie. Z drugiej strony stracimy też w przypadku, kiedy nasze umiejętności będą wyższe niż pozostałych.
Zaplecze – chodzi o komfort przygotowania do zajęć i ich zakończenia. Ważne jest np., aby było gdzie się przebrać, bezpiecznie zostawić rzeczy. Przynależność – nie trzeba zakładać, że szkoła niezrzeszona jest kiepska, ale na pewno plusem jest, jeśli ma rekomendację Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu albo VDWS (niemiecka organizacja mająca formę międzynarodowego stowarzyszenia szkół związanych ze sportami wodnymi). W szkole pod patronatem PSW czy VDWS mamy szansę zdobycia patentów potwierdzających umiejętności.
Ceny – dobrze jest porównać oferty różnych szkół, zwracając uwagę na to, ile godzin szkolenia z instruktorem mamy zagwarantowanych. Bywa, że szkoły żądają dopłat za sprzęt, np. za trapez lub piankę, różnie jest też z ubezpieczeniem.
WINDSURFINGOWE SZKOŁY
W Szkole Zdrowia szkolenia odbywają się do końca września w systemie tygodniowym (od niedzieli do soboty, z możliwością pozostania na kolejny turnus).
Baza Szkoły to kemping Draga w Jastarni (od strony Zatoki Puckiej), tel. 058 675 25 55. Cena szkolenia w zależności od terminu wynosi 550-750 zł (24 godz. w wodzie, wykłady, sprzęt, pianka, trapez, ubezpieczenie). Na miejscu można wykupić wyżywienie oraz noclegi (w pensjonacie lub na polu namiotowym).
Szczegóły: www.szkolazdrowia.com. pl, tel.: 0602 17 82 08. Dobrą opinię ma również Bo Sport w Chałupach, gdzie 36-godzinne szkolenie kosztuje w zależności od terminu 740-940 zł.
Szczegóły: www.bosport.pl, tel.: 058 674 37 42. Miłośnicy okolic Łeby mogą uczyć się w bazie przy kempingu Habenda nad jeziorem Sarbsko, tel.: 0507 11 64 19, www.windsurfing-habenda.pl. W tym przypadku można wykupić za 350 zł 8-godz. kurs, a na koniec dostaniemy jeszcze 2 godz. na samodzielne pływanie.
WYDATKI SPRZĘTOWE
Na początek nie musimy inwestować w bardzo drogi sprzęt. Powinniśmy kupić jedynie windsurfingowe buty (od 30 zł) i piankę (koszt: od 200 zł za piankę z krótkimi rękawami i nogawkami, od 300 zł z długimi, wypożyczenie ok. 10 zł). Przydadzą się też dobre windsurfingowe rękawiczki (od 20 zł) oraz trapez (od 250 zł, wypożyczenie 5 zł/godz.). Na nową deskę musimy wydać co najmniej 3 tys. zł, za żagiel, maszt i bom – od 2,5 tys. zł. Oczywiście można też kupić znacznie tańszy sprzęt wcześniej używany.
Windsurfing na Bałtyku
Człowiek uczy się przez całe życie… Wychodząc z tego założenia, z początkiem wakacji zapisałam się do szkoły. Były ćwiczenia, wykłady, nawet egzamin. Nie była to jednak zwykła szkoła, lecz windsurfingowa. Sześć dni intensywnego szkolenia na falach. Doskonała zabawa!KTO: Monika Witkowska dziennikarka, miłośniczka sportów wodnych.
GDZIE: Od kilku lat nie wyobraża sobie wakacji bez tygodniowego wypadu na deskę z żaglem. Kurs windsurfingowy przeszła w Jastarni.
Początki mojej windsurfingowej „kariery” były trudne. – Mąż cię bije? – współczująco pytali znajomi, widząc siniaka pod okiem i pręgi na rękach. Niektórzy nie wierzyli, że uczę się pływać na desce. Deska była stara, żagiel za duży, a ja musiałam zdrowo pokombinować, aby zrozumieć, o co w tej zabawie chodzi.
W ostatnie wakacje pomyślałam: umiem dopłynąć tam, gdzie chcę, nie wpadam co chwila do wody. Ale to jeszcze nie to. Postanowiłam zainwestować w instruktora. Wybór padł na Szkołę Zdrowia w Jastarni…
Dzień I: sztag prawie idealny
W samo południe melduję się w Szkole Zdrowia. Najpierw omawiane są sprawy organizacyjne i kwestie bezpieczeństwa. Potem podział na grupy. Do wyboru są trzy – dla początkujących, średnio zaawansowanych i zaawansowanych.
Trafiam do środkowej. Jest nas pięcioro, wiek: od 15 do 50 lat. Instruktor Adam Kaczmarek, dwudziestokilkulatek z przeszłością zawodniczą i pasją nauczania, omawia system zajęć. Codziennie mamy 4 godz. pływania – od 10 do 12 i od 16 do 18.
Na pierwszych zajęciach Adam ocenia, co każdy z nas potrafi. Potem zaczynamy robić zwroty. Co jakiś czas zbieramy się w grupkę, siadamy na bujających się na fali deskach, a Adam tłumaczy, co robimy źle. Pokazuje też prawidłową wersję. Gdybym tak umiała, nie byłabym na kursie…
Akurat kiedy zaczynam rozumieć, co zrobić, by mój sztag wychodził bardziej dynamicznie, nadchodzi koniec zajęć. Wieczorem biorę do ręki książkę o windsurfingu.
Pierwsze opisy surfingu, czyli ślizgania się na desce po falach, znalazły się w dzienniku kapitana Jamesa Cooka już w 1778 r. Trzeba było jednak czekać niemal 200 lat, aż do roku 1964, aby Amerykanin Newman Darby wpadł na pomysł czegoś podobnego do deski z ruchomym masztem i kwadratowym (!) żaglem. Fanami surfowania stali się też Jim Drake, konstruktor lotniczy, i matematyk Hoyle Schweizer. To ich uważa się za „ojców” sprzętu do żeglarstwa deskowego, który w 1968 r. został opatentowany pod nazwą Windsurfer. Od tamtego czasu zmieniły się materiały i technologia. Zasady funkcjonowania pozostały takie same.
Dzień II: rufa z podtopieniem
Przed godz. 10 nasza piątka czeka na Adama. – Dzisiaj zwrotów ciąg dalszy. „Trzaskamy” rufę – mówi instruktor. Szybko okazuje się, że jest z nas zadowolony, wykracza poza program szkolenia i pokazuje rufę regatową. Z tym jest gorzej – co rusz wpadam do wody.
W przerwie miedzy zajęciami idziemy w ramach integracji naszej grupy do plażowej knajpki na smażoną flądrę. Reprezentujemy pełen przekrój zawodowy… Jeden z kolegów jest informatykiem, inny lekarzem, jest też nauczycielka i studentka.
Po południu dobrze wieje. Zaczynamy od ćwiczeń startu z plaży, czyli wsiadania na deskę bez konieczności wyciągania leżącego w wodzie żagla. Trzeba odpowiednio unieść maszt, dać krok na deskę, a drugą nogą odbić się od płytkiego dna. Proste? Nie za bardzo. Udaje mi się dopiero za dziesiątym razem.
Ćwiczenia kończymy planowo o 18, bo o 20 jest wykład. Mimo że są to zajęcia nieobowiązkowe, przychodzi większość kursantów. Omawiamy teorię żeglowania i manewrowania oraz przepisy regatowe.
Dzień III: ślizgowy odlot
Od rana wieje regularna „czwóreczka” (wiatr o sile 4 stopni w skali Beauforta). Zakładamy trapezy – pasy z haczykiem, którym żeglujący wpina się w uchwyt na bomie, dzięki czemu łatwiej jest utrzymać żagiel, równocześnie odciążając ręce i kręgosłup. Z boku wygląda to efektownie – przy mocnym wietrze pędzi się odgiętym do tyłu, często dotykając plecami wody.
Pływanie w trapezie wymaga wyczucia wiatru i deski. Przekonuję się o tym kilkakrotnie, kiedy wiatr niespodziewanie „zdycha”. Przerabiam różne wersje wywrotek. A to do tyłu, wówczas żagiel leci na mnie, spadając mi na głowę i przytapiając, a to robię efektowny pad na żagiel...
Po południu biorę sobie bardziej wyczynową deskę i inny niż do tej pory żagiel. – Będzie lepiej pracował – zapewnia Adam. Mamy ćwiczyć ślizg, czyli to, co windsurferom sprawia największą frajdę. Płynie się z dużą szybkością, jakby fruwając po falach. Rewelacja!
Tego dnia wieczorem nie ma wykładu. – Zapraszamy na grilla, a potem na koncert – ogłasza kadra. Tego typu imprezy organizowane są na każdym turnusie Szkoły Zdrowia. Bawimy się do późnej nocy. Windsurfing to w końcu nie tylko pływanie…
Dzień IV: O rekordach przy burzy
Rano Adam elektryzuje nas newsami o pogodzie. – Zapowiadana jest burza. Jeśli tylko dam wam znak, wszyscy natychmiast wychodzimy z wody. To nie żarty – węglanowe maszty ściągają pioruny. Zaczynamy ćwiczyć ósemki, robimy na przemian zwroty przez sztag i rufę. Nagle zaczyna lać. Adam daje znak – schodzimy. W plażowej knajpie wszyscy czekają, aż burza przejdzie.
Po burzy zajęcia popołudniowe to trochę „wożenie się”. Flauta, czyli cisza totalna. Sami prosimy instruktora o wcześniejsze zakończenie zajęć. –Pamiętajcie o wykładzie! – słyszymy. Pamiętamy. Temat ciekawy – sprzęt. Oglądamy różne deski – my pływamy na allroundowych (najbardziej uniwersalne, stabilne), dowiadujemy się, czym różni się freeride’owa (do jazdy swobodnej) od freestyle’owej (do ewolucji w stylu dowolnym), speedowej (do bicia rekordów szybkości) czy wave’owej (do jazdy po falach). Dyskusje sprzętowe trwają do późnej nocy…
Dzień V: Wodny helikopter
Płyniemy na wyspę odległą 3 km od bazy. Na początek „halsówka” – żeglujemy zygzakiem, jako że idealnie pod wiatr płynąć się nie da. Następnie ćwiczymy tzw. helikopter – trik polegający na obrocie masztu z żaglem. Przy dynamicznym wykonaniu wygląda to efektownie. Po godzinie wpadania do wody zaczynam łapać, o co chodzi z rękami, ale plączą mi się nogi. Cóż, trzeba to będzie jeszcze dopracować…
Dzień VI: Dawka emocji
Czas na egzamin. Rano wieżę oblegają instruktorzy oceniający pływających w pobliżu kursantów. Do egzaminu podchodzą ci, którzy chcą otrzymać patent Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu. W naszej grupce rezygnuje jedna osoba, reszta zdaje bez problemu.
Po południu regaty. Po starcie wszyscy kombinują, jak być lepszym od innych. W pierwszym biegu ktoś się wywraca, inni na niego wpadają, słychać mocne słowa. Ja omijam kłębowisko ludzi i sprzętu, ale dryf spycha mnie na boję zwrotną. Muszę ją karnie okrążyć – tracę czas. W tej sytuacji dopada mnie peleton, do mety dopływam już w tłumie.
Wieczorem na pożegnalnym spotkaniu zwycięzcy regat dostają upominki, ci, co zdali egzamin, patenty, a wszyscy wisiorki w kształcie windsurfingowej deski. Przy piwie obiecujemy sobie: jeszcze się spotkamy. Oczywiście na desce!
(...)
Jastarnia położona niemal w środku Półwyspu Helskiego to jedno z ulubionych miejsc miłośników szaleństwa na desce. W mieście znajdują się liczne knajpki, w których można napić się kawy lub dobrze zjeść. Ulubioną knajpką windsurfingowców żeglujących na wodach Płw. Helskiego jest Przystań 52
Oprócz bazy windsurferów w Jastarni znajduje się też ośrodek nurkowania.
RYBACKIE TRADYCJE Mieszkający w Jastarni Kaszubi dawniej utrzymywali się głównie dzięki połowom. Dziś w związku z ograniczeniami narzuconymi przez Unię Europejską kutrów w porcie jest coraz mniej. O tradycjach miasta przypominają dwa muzea rybackie oraz kościół, w którym ambona ma kształt łodzi, a żyrandole – kotwic. Na cmentarzu jest pomnik ku czci tych, którzy nie wrócili z morza.
Jastarnia Bunkry, to pozostałość po polskich umocnieniach z września 1939 r.
Deskowe patenty
Potwierdzeniem tego, co potrafimy, są patenty Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu z wpisaną klasą. Są trzy klasy, a wymagania z nimi związane są następujące:
Patent I klasy – swobodne żeglowanie przy sile wiatru do 3B; wykonywanie prostych zwrotów na wiatr i z wiatrem.
Patent II klasy – żeglowanie przy sile wiatru do 5B; umiejętność zwrotów na wiatr i z wiat-rem, start z brzegu, żeglowanie w trapezie i uchwytach na stopy, pływanie w ślizgu.
Patent III klasy – pływanie przy sile wiatru do 8B; oprócz powyższych umiejętności także start z wody i proste skoki. Posiadanie tej klasy jest podstawą przyjęcia na kurs instruktorski. Patenty mają formę plastikowej karty ze zdjęciem i anglojęzycznym potwierdzeniem umiejętności.
INFO - co? gdzie? za ile?
GDZIE ŻEGLOWAĆ
W Polsce mekką windsurfingowców, zarówno tych uczących się, jak i zaawansowanych, jest Zatoka Pucka (Chałupy, Jastarnia). Popularne są również okolice Łeby, a także Mierzeja Wiślana (Krynica Morska i okolice). Oczywiście żeglować można również na jeziorach i zalewach (np. dla warszawiaków najbliższym miejscem na deskę jest Zalew Zegrzyński).
CENY SZKOLEŃ
Godzina szkolenia indywidualnego w Polsce to koszt 40-60 zł/godz., w cenie jest już sprzęt. Im więcej godzin, tym korzystniej cenowo – pakiet 8 godzin nauki to wydatek od 160 zł. Przy wyborze windsurfingowej szkoły warto zwrócić uwagę na:
Akwen – musi być to miejsce na tyle spokojne, aby się nie stresować tym, co się wokół nas dzieje. Niemiłe i niebezpieczne są przepływające w pobliżu statki czy szalejący miłośnicy skuterów wodnych. Niedobrze jest uczyć się w pobliżu zatłoczonej plaży (spoza żagla pływaków często trudno dojrzeć), lepiej też, żeby w okolicy nie było sieci czy przeszkód takich jak pomosty czy falochrony. Dla początkujących wskazane są miejsca płytkie, umożliwiające łatwe wejście na deskę (z tego powodu tak popularna jest Zatoka Pucka). Istotne jest, aby woda i brzeg były czyste.
Bezpczeństwo – ważne jest, żeby ktoś kontrolował nasze poczynania. Jeśli wypływamy bez instruktora, powinniśmy być pewni, że w razie potrzeby można będzie liczyć na pomoc, np. na łódź, która ściągnie nas do brzegu. W czasie nauki powinniśmy mieć na sobie kapok.
Sprzęt – od niego zależy nasze bezpieczeństwo, komfort pływania i postępy w nauce. Musi być odpowiednio przygotowany. Ważne jest też, by baza dysponowała taką ilością desek i żagli, aby można było je dopasowywać w zależności od postury, umiejętności i warunków.
Kadra – dobrze, jeśli nauczyciel rzeczywiście ma stopień instruktorski, co oznacza, że zna się zarówno na technice pływania, jak i metodyce nauczania. Najwięcej skorzy-stamy, jeśli instruktor będzie razem z nami w wodzie, komentując, co robimy i zadając owe ćwiczenia. Oczywiście im mniejsza grupa, tym lepiej, najlepiej szkolić się indywidualnie. W przypadku szkoleń grupowych niedobrze, jeśli trafimy do grupy będącej na znacznie wyższym poziomie. Z drugiej strony stracimy też w przypadku, kiedy nasze umiejętności będą wyższe niż pozostałych.
Zaplecze – chodzi o komfort przygotowania do zajęć i ich zakończenia. Ważne jest np., aby było gdzie się przebrać, bezpiecznie zostawić rzeczy. Przynależność – nie trzeba zakładać, że szkoła niezrzeszona jest kiepska, ale na pewno plusem jest, jeśli ma rekomendację Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu albo VDWS (niemiecka organizacja mająca formę międzynarodowego stowarzyszenia szkół związanych ze sportami wodnymi). W szkole pod patronatem PSW czy VDWS mamy szansę zdobycia patentów potwierdzających umiejętności.
Ceny – dobrze jest porównać oferty różnych szkół, zwracając uwagę na to, ile godzin szkolenia z instruktorem mamy zagwarantowanych. Bywa, że szkoły żądają dopłat za sprzęt, np. za trapez lub piankę, różnie jest też z ubezpieczeniem.
WINDSURFINGOWE SZKOŁY
W Szkole Zdrowia szkolenia odbywają się do końca września w systemie tygodniowym (od niedzieli do soboty, z możliwością pozostania na kolejny turnus).
Baza Szkoły to kemping Draga w Jastarni (od strony Zatoki Puckiej), tel. 058 675 25 55. Cena szkolenia w zależności od terminu wynosi 550-750 zł (24 godz. w wodzie, wykłady, sprzęt, pianka, trapez, ubezpieczenie). Na miejscu można wykupić wyżywienie oraz noclegi (w pensjonacie lub na polu namiotowym).
Szczegóły: www.szkolazdrowia.com. pl, tel.: 0602 17 82 08. Dobrą opinię ma również Bo Sport w Chałupach, gdzie 36-godzinne szkolenie kosztuje w zależności od terminu 740-940 zł.
Szczegóły: www.bosport.pl, tel.: 058 674 37 42. Miłośnicy okolic Łeby mogą uczyć się w bazie przy kempingu Habenda nad jeziorem Sarbsko, tel.: 0507 11 64 19, www.windsurfing-habenda.pl. W tym przypadku można wykupić za 350 zł 8-godz. kurs, a na koniec dostaniemy jeszcze 2 godz. na samodzielne pływanie.
WYDATKI SPRZĘTOWE
Na początek nie musimy inwestować w bardzo drogi sprzęt. Powinniśmy kupić jedynie windsurfingowe buty (od 30 zł) i piankę (koszt: od 200 zł za piankę z krótkimi rękawami i nogawkami, od 300 zł z długimi, wypożyczenie ok. 10 zł). Przydadzą się też dobre windsurfingowe rękawiczki (od 20 zł) oraz trapez (od 250 zł, wypożyczenie 5 zł/godz.). Na nową deskę musimy wydać co najmniej 3 tys. zł, za żagiel, maszt i bom – od 2,5 tys. zł. Oczywiście można też kupić znacznie tańszy sprzęt wcześniej używany.
By Monika Witkowska
Source: http://www.podroze.pl
Source: http://www.podroze.pl
» Odpowiedz
Opinie i komentarze (0)
Jeśli szukasz kredyt lub pożyczki na swój wymarzony i wgzotyczny wyjazd skorzystaj z oferty naszych partnerów finansowych, serwisów 7kredyt.pl oraz Internetowego Domu Kredytowego KredytHouse.pl
Najnowsze komentarze
»
Mazury sa wspaniale.Jezdze tam co roku i co roku odkrywam nowe...
Dodał: Gość | 2009-07-21 13:59:21
»
Dodał: Gość | 2009-10-17 15:32:45
»
Dodał: Gość | 2014-10-10 14:42:09
Najnowsze firmy w bazie
Centrum Rezerwacji Lotów - tanie loty do większości lotnisk na świecie. Ponad 1000...
Bieszczady - noclegi pokoje...
Portal o Bieszczadach dla miłośników tych pięknych gór oraz dla tych co dopiero...
Newsletter
Jeżeli chcesz być informowany o nowościach w serwisie 7travel.pl, dodaj swój e-mail:
